Strona:PL Waleria Marrené-Walka 247.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilkudziesięciu toczył się proces pomiędzy pańskim majątkiem a Rubinowem o puszczę graniczną, pan Salicki wygrał go ostatecznie, bo pańskiemu ojcu brakowało dokumentu, który obecnie mamy w ręku. Pozwać go można na nowo o puszczę, to rzecz bardzo mała, ale stracone korzyści, pretensye z tego tytułu...
Placyd Ziemba w zapale prawnym nie zważał na chłodne milczenie młodego człowieka, którego przy marzonych przyjemnościach rozkosznego życia przerażała sama myśl zajścia prawnego; zresztą nie miał on zbyt czystego sumienia względem Oktawii i nie chciał korzystać z trafu znalezienia tych papierów przeciw jej ojcu.
— Mnie te stare sprawy nie obchodzą wcale, odparł obojętnie.
Jakto? zapytał Placyd nie rozumiejąc tej obojętności.
— Ja nie myślę wszczynać procesów, ponowił stanowczo hrabia.
— A więc daj mi pan te papiery, przedaj mi je, dam co żądać będziesz, ponowił Placyd. wskazując oczyma stos klejnotów, który mu przypadł w podziale, jak gdyby dawał tem do zrozumienia hrabiemu, że mu je wróci w zamian za ten dokument.
Ale Leon uśmiechnął się pogardliwie; wspaniałomyślność pańska odezwała się w nim na korzyść Ziemby.
— Ja nie odbieram tego co raz dałem, odparł wyniośle; weź pan sobie ten dokument w dodatku, ja o nim wiedzieć nie chcę.
Placyd stał osłupiały, ale tego rozkazu nie dał sobie dwa razy powtarzać: porwał papiery, schował na piersiach i w krótce potem udał się w dalszą drogę, unosząc potajemnie część bogactw przypadłych mu w podziale. Jechał on do Warszawy, ale zdobyty majątek nie zmienił wcale jego zwyczajów ani powierzchowności; stanął w tym samym nawet pokoiku; był to człowiek co umiał czekać i milczeć.