Strona:PL Waleria Marrené-Walka 245.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz dopiero uderzyła hrabiego myśl, zkąd Placyd powziął tak dokładną wiadomość o skarbie.
— Zkąd pan to wiesz? zkąd masz te papiery? zawołał przeglądając spis klejnotów znajdujących się w kufrze.
— Niech to zostanie moją tajemnicą, odparł chłodno Ziemba; dość, że odkryciem ich potrafiłem wyświadczyć panu hrabiemu przysługę i uwolnienie go od zastawionych sideł.
— Sideł na mnie? zapytał młody człowiek wpadając ze zdziwienia w zdziwienie: czyż ja dotąd wart byłem sideł?
Nie myśląc o tem hrabia oddawał zupełną sprawiedliwość swej moralnej nicości.
— Pan Salicki wiedział o istnieniu skarbu, odparł Placyd, nie wdając się w rozbiór tej kwestyi, a obrachowując tylko, że tym sposobem stawiał pomiędzy swoim pryncypałem a hrabią ostateczną zaporę.
— A pan? powtarzał hrabia, dla czegoż pan?
— Ja? odparł obojętnie Ziemba: pan hrabia widzisz dobrze, iż postępowaniem mojem powodował tylko własny interes.
Po tych słowach przystąpiono wreszcie do podziału skarbu. Rzecz była bardzo łatwa, póki szło o worki dukatów i sztabki złota, ale gdy przyszło do klejnotów, trudno było oznaczyć ich wartość; przecież obadwaj do tyla odzyskali panowanie nad sobą, że ta trudna czynność dopełniona została bez sporu. Pozostała jeszcze paczka z papierami, hrabia miał ochotę wyłączyć je z podziału, ale Placyd doświadczył zbyt jawnie wartości starych papierów by nie zajrzał do jej wnętrza. Papiery te noszące urzędową cechę i pieczątki, były jakieś graniczne pozwy i wyroki. Ziemba zaczął je przebiegać oczyma, lecz wkrótce uwaga jego skupiła się z całem natężeniem w te pożółkłe karty, na których zbladłe litery ćmiły się zaledwie widzia-