Strona:PL Waleria Marrené-Walka 219.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie Fulgenty, rzekł wreszcie nieśmiało młody człowiek: pana coś niepokoi i trapi.
— To prawda, odparł ze zwyczajną naiwnością Jeżyński: od jakiegoś czasu jestem bardzo nieszczęśliwy.
I gdy to mówił, podniósł twarz, na której boleść i niepokoje wyryły się wyraźnie.
— Cóż się panu stało? zawołał: czy jakie nowe nieszczęście spadło na rodzinę, którą się opiekujesz?
— Nowe nieszczęście! powtórzył Fulgenty; tak, tam stało się coś nowego, a to najgorsze, że ja przyczyny tego odgadnąć nie umiem. Ja nie stworzony do takiego życia, nie potrafię nic odgadnąć, nic odwrócić i niczemu zapobiedz! Mówił to z tak prawdziwym gniewem na samego siebie, że Lucyan uśmiechnął się mimowolnie z cudownej prostoty tego człowieka, który dając wszystko co było w jego mocy, jeszcze wymawiał sobie, że czyni za mało.
— Ale cóż jest przecież? pytał dalej.
Pan Fulgenty zebrał myśli przez chwilę i opowiedział spotkanie Maryi z dawną sąsiadką, wizytę u niej i powrót ze łzami. Lucyan słuchał go bacznie, i to co zdawało się niepojętem uczonemu, dla niego stawało się jasne bardzo. Znał dość świat i ludzi, by zrozumieć, że biedną bezbronną kobietę zraniono śmiertelnie haniebnemi posądzeniami miał dość przenikliwości, by zrozumieć obmowy i oszczerstwa ciążące nad tymi, których własna wola lub fatalność wyrzuciła ze zwyczajnej drogi życia. I wahał się chwilę, czy miał tę smutną prawdę objawić Fulgentemu? Ale on tak serdecznie prosił go o rozwikłanie tej niepojętej dla niego tajemnicy, iż zrozumiał, że każdej prawdzie należy śmiało spojrzeć w oczy, że omówienia i zasłony dobre są dla dzieci tylko, ale że ludzie powinni nie wzdrygać się przed żadną rzeczywistością.
— Panie Jerzyński, wyrzekł, patrząc w promienne źrenice jego: pan jesteś tyle szlachetny, że nie pojmujesz nawet co się dzieje w koło ciebie.