Strona:PL Waleria Marrené-Walka 214.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto panie! zawołał Fulgenty, nie pojmując zupełnie znaczenia tych słów.
Górowicz zarumienił się znowu.
— Tak, odparł nie podnosząc oczu: pański rękopism drukowany być musi pod mojem nazwiskiem.
— Ależ to niepodobna! powtórzył Jeżyński: przecież pan nie chciałbyś przywłaszczać sobie cudzej pracy.
Rumieniec pana Ksawerego powiększył się gwałtownie; tym razem już z gniewu ściągnął brwi. Fulgenty popełnił olbrzymią niezręczność, nazywając tak naiwnie rzeczy po imieniu:
— Tu nie ma mowy o przywłaszczaniu żadnem, odparł sucho gospodarz domu; chciałem panu przyjść w pomoc, oto wszystko. Pracowaliśmy obadwaj nad jednym przedmiotem, doszliśmy do jednakich rezultatów, ale skoro pan odrzucasz moją protekcyę, możesz sam dalej szukać chętnego nakładcy, obaczymy czy go znajdziesz.
I piorunował go wyższością swej powagi, swego znanego nazwiska, swego majątku i położenia, piorunował go nadewszystko bezczelnością swoją.
Fulgenty jednak dokładnie zrozumieć go nie mógł: nie wierzył, że są ludzie, co umieją bez zdolności i pracy zdobyć sobie położenie należne istotnej zasłudze, co tryumfują w nicości swojej bez skrupułu sumienia, depcząc to wszystko, co wznosi się po nad nich, wyzyskując cudzą wiedzę, cudze pojęcia, cudze wynalazki, by stroić się w te przybrane pióra. On nie uwierzyłby nigdy, że sławny uczony, wielki pan Ksawery Górowicz, nigdy w życiu nic nie napisał, niczego sam nie doszedł, że przedmiot, nad którym Fulgenty strawił całe lata, był mu obcy zupełnie.
Teraz obrażony oporem w przyjęciu nikczemnych wymagań swoich, nie spieszył jednak wcale z oddaniem rękopismu i próbował wyzyskiwać dalej dobrą wiarę szlachetnego człowieka, który sam idąc prostą drogą, w nikim zdrady nie podejrzewał.