Strona:PL Waleria Marrené-Walka 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marya potrząsnęła głową.
— Kazia przestała być dzieckiem, odparła tylko, nie chcąc powiększać jej niepokoju spostrzeżeniami swemi.
— Ale dla czego hrabia Leon tak postąpił? spytała; czego mógł żądać więcej?
— On mógł to uczynić, wyrzekła pani Rawska z goryczą: Kazia nie ma ojca ani brata, coby się za nią ujął, majątek nasz upada, Salicki się wznosi, cóż dziwnego że przeniósł pannę Salicką nad moją córkę, a ona go kocha!
Matka zadawała sobie gwałt widoczny, mówiąc te słowa spokojnie; na samo wspomnienie kobiety, która odebrała Kazi serce ukochanego, serce jej rwało się w piersi.
Fakta te były smutne bardzo, ale nie było na nie żadnej doraźnej rady. Los mógł wyleczyć miłość dziewczyny, czas mógł przynieść jej nowe uczucie, jak mógł rozniecić jej boleść.
Dwie kobiety były milczące, gdy lokaj zameldował niespodzianie Placyda Ziembę.
Człowiek ten był obcy pani Rawskiej; za jego to pośrednictwem zaciągnęła pożyczkę od Salickiego: przewidując więc, że jakiś interes sprowadza go tutaj, przyjęła go natychmiast.
Placyd Ziemba w Warszawie w niektórych okolicznościach występował w zupełnie odmiennym charakterze niż w Rubinowie. On, co na wsi był tak mało znaczną figurą, że nie każdy uważał na jego obecność w salonach pryncypała, tutaj próbował niejako innej roli, jaką mógł przybrać z powodu zmienionego położenia towarzyskiego: de facto lub fikcyjnie był on przecież właścicielem Zacisznej i pod pewnemi względami mógł stanąć na równi z wielu ludźmi należącymi do tak zwanego „towarzystwa.“ Ze swego nic nie znaczącego stanowiska w Rubinowie śledził on ze zwykłą bystrością subtelne odcienia obejścia, a dzisiaj umiał niemi władać doskonale. Człowiek, który wszedł pewnym krokiem do salonu pani Rawskiej, innym był bardzo od