Strona:PL Waleria Marrené-Walka 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło jej prześlicznie; jej jasno zielona barwa przypadała cudnie do kasztanowatych włosów, do delikatnej płci i rumianych ust dziewczyny. Przecież nie uśmiechnęła się nawet w lustrze do swego obrazu. Z pudełka pełnego kwiatów do wyboru, które jej przyniesiono, wzięła pierwsze lepsze i odłożyła na bok, nie zobaczywszy nawet ich effektu na włosach. Potem zdjęła suknię w milczeniu, pozwoliła się ubrać napowrót służącej, nie mówiąc słowa, siadła na sofie z główką wspartą na dłoni, i tak pozostała nieruchoma. Aż litość brała patrząc na ten cichy, głęboki smutek istoty, do której uśmiechało się wszystko, która wyraźnie do smutku nie była stworzona.
Służąca wyszła z modniarką, Kazia pozostała sama, ale nie zmieniła postawy. Tak upłynęło chwil kilka, gdy niespodzianie drzwi od jej pokoiku otworzyły się znowu, a w nich ukazała się Marya. Na ten widok dziewczyna krzyknęła radośnie, ale w tej radości nawet odbijało się jakieś bolesne echo i rzuciła się w otwarte ramiona młodej kobiety.
Nie widziały się one od Zacisznej jeszcze; od tego czasu wiele zmieniło się dla obydwóch. Witały się długo ze łzami. Kazia wiedziała o nieszczęściach Maryi, więc jej łzy tak jak żałobna suknia były dla niej wytłómaczone; ale po pierwszych chwilach, Marya spojrzała na swoją młodą przyjaciółkę, i zdziwiła się zmianą, jaką w niej dostrzegła. Nie była to już owa pusta, swawolna Kazia, nie wątpiąca o niczem; żelazna ręka cierpienia zdawała się ciążyć nad nią wśród atmosfery strojów, wśród uciech i zabaw świata.
Jednak nie mówiła o sobie, ona co zwykle tak niezmordowanie opowiadała swoje powodzenia i myśli; może żałoba Maryi zamykała jej usta, może świecidła otaczające przestały ją zajmować; przeciw zwyczajowi, była posępną i małomówną.
— Gdzież twoja mama? spytała Marya.