Strona:PL Waleria Marrené-Walka 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pytanie to uderzyło dziwnie biednego uczonego; podniósł jasne niezmącone źrenice, jakby starał się wyczytać skrytą myśl swojego gościa, ale zadanie to zbyt trudnem okazało się dla niego.
— Tak jest, odpowiedział; wziąłem na siebie obowiązki którym muszę zadość uczynić.
Ale pan Górowicz nie dopytywał się już o więcej, dowiedział się wszystkiego co go obchodzić mogło.
— Chciałbym panu uczynić pewne propozycye, wyrzekł po chwili namysłu; ale musiałbym wprzód koniecznie przejrzeć rękopism.
— Mój rękopism? zawołał Fulgenty. Tak, to słusznie, pan jesteś w stanie osądzić wartość tej pracy.
I z bijącem sercem oddał go panu Ksaweremu, którego nazwisko budziło w nim ufność zupełną.
Górowicz mierzył rękopism wyłupiastemi oczyma z widoczną pożądliwością. I w tej chwili na jego twarzy zapłonęło coś drapieżnego, tworząc jakąś szczególną harmonię z nadętemi rysami twarzy i ograniczonym wyrazem oczu.
— Za parę dni, wyrzekł, dając swój adres Jeżyńskiemu proszę mnie odwiedzić. Włożył go w kieszeń, zapiął nad nim paletot jak nad zdobyczą, i wyszedł, pożegnawszy Fulgentego protekcyonalnem skinieniem głowy...
W wykwintnym apartamencie na pierwszem piętrze w jednym z domów przy Zielonym Placu, siedziała panna Kazimiera przy eleganckiem pianinie. Na pulpicie było rozłożonych pełno nut; przecież jej białe rączki opuszczone niedbale na klawisze były nieruchome i oczy błądziły po bogatych meblach i kosztownych portyerach salonu z widocznem niezadowoleniem. W całej postaci młodej dziewczyny zaszła zmiana dziwna, była ona piękniejsza może niż wówczas, gdy swawolna latała konno po śniegu i zimnie, ale za to straciła zupełnie ten wyraz swobody i pewności siebie nadającej się tak doskonale do jej rysów i charakteru.