Strona:PL Waleria Marrené-Walka 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spółki, w której on Placyd ryzykował tylko dobre imię swoje, rzecz abstrakcyjną, a mógł zyskać w zamian daleko realniejsze dobro. Spoglądał więc tylko nieznacznie na brata, który dotąd nie mieszał się wcale do rozmowy, jak gdyby znowu zapytywał siebie, po co on tutaj przybył? W subtelnej wyobraźni Placyda przesunęła się myśl, że Lucyan korzysta z wyznania, które miał uczynić, a potem odkrywszy bogactwo brata, żądać będzie coś dla siebie. Plan ten wydał mu się nieźle ukartowanym, jednakże nie mógł się cofnąć; odkładając nadal eksplikscyę z bratem, odparł po krótkiej chwili:
— Kapitalista nie może wchodzić w osobistości żadne, nabyłem summę, która za parę dni była do odebrania, i odebrać ją muszę.
Ta odpowiedź była stanowczą, i padła jak grom na Fulgentego, dla którego tacy ludzie i takie rozumowania były zupełną nowością. Przez chwilę pozostał przygnieciony ciężarem niezmiennych faktów. Jak ten człowiek mógł być tak obojętnym na cudze nieszczęście? jak mógł nie uwzględnić położenia istot, w których imieniu przemawiał? Rola proszącego była nową dla niego, sam dla siebie nie potrafiłby prosić nigdy; ale gdy pomyślał o kobiecie w rozpaczy, której on był jedyną podporą, o tych ślicznych sierotkach, nie domyślających się grożącego im ciosu, otrząsnął się z niewczesnej dumy i przemówił do Placyda błagalnie prawie. Ziemba był nieugięty.
— Panie! zawołał w końcu opiekun Maryi, nie mogąc powstrzymać swego oburzenia: możesz być w prawie swojem, ja nie znam się na tem, ale wiem, że postępowanie pańskie potępione będzie przez każdego uczciwego człowieka, że nadużywasz położenia swego względem ludzi bezbronnych, przyprowadzasz całą rodzinę do nędzy, bo majątek w przymusowej sprzedaży traci połowę wartości.
Ale gwałtowne słowa Fulgentego nie potrafiły zamącić spokoju Placyda. Słuchał ich, jak się słucha szumu wód