Strona:PL Waleria Marrené-Walka 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyszła z uśmiechem. On spoglądał na nią czas jakiś, a na jego wyrazistej twarzy rysowały się sprzeczne uczucia; ucieszył się, że potrafił ją uspokoić, i razem lękał się tej zbytniej ufności, opartej tylko na przypuszczeniach i nadziejach, lękał się chwili coby ją zawiodła, nie dowierzał sam sobie.
— Przynajmniej, szepnął; ona prześpi tę noc spokojnie.
Nie pomyślał nawet o sobie, kazał zaprządz konie, i czekając na nie, usiadł na fotelu, w którym Marya siedziała przed chwilą. Ale jeżeli ona zasypiała teraz czując nad sobą jego opiekę, on nie mógł znaleźć spokoju; termin sprzedaży stał w myśli jego wyryty ognistemi zgłoskami, palił mu się przed oczyma.
Nigdy jeszcze w życiu swojem nie zaznał tak dojmującej troski. Siedział na miejscu wpatrzony w ogień, targając ręce niecierpliwym ruchem; pilno mu było działać, każda chwila upływająca, zdawała mu się straszną. Wreszcie konie zaszły, a Fulgenty uczyniwszy na prędce przygotowania, wyjechał. Podróż nie była długa, czynił ją pośpiesznie, rano był w Warszawie. Nie tracił chwili na odpoczynek, wystarczało mu to, że ona spała spokojnie, ale zaraz zabrał się do uskutecznienia zamierzonego celu. Pierwszą myślą było wynaleźć Placyda Ziembę. Fulgenty wiedziony instynktem prawości, wołał mieć do czynienia z człowiekiem, niż z jaką bądź zbiorową indywidualnością; odszukać jednak kogoś w krótkim terminie, gdy się nie wie nawet miejsca jego pobytu, nie jest rzeczą łatwą. Fulgenty zastanawiał się nad trudnością, a znając mieszkanie dawnego swego ucznia i pomocnika, udał się najprzód do niego, może on mógł dać mu jakiekolwiek objaśnienia o Placydzie.
W małem mieszkaniu przy ulicy Widok zrobiło się pusto i smutno po odjeździe Jadwigi; pokoik, który ona zajmowała, wynajęto komu innemu, matka i syn pozostawie-