Strona:PL Waleria Marrené-Walka 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

atmosferą domową. On patrzał na nią z niepokojem, wsparty o gzems kominka, i śledząc na jej twarzy myśli i wrażenia odniesione dnia tego.
I cóż? spytał znowu nieśmiało widząc, że pokrzepiła się trochę.
Ale na to słowo, Marya wlepiła w niego smutne oczy i odparła przerywanym głosem:
— Nie zrobiłam nic... wszystko stracone... Salicki sprzedał summę swoją.
Były to rozpaczne wieści, a jednak wypowiedziawszy je, uczuła się spokojniejszą, jak gdyby zrzuciła część tłoczącego ją ciężaru. Czoło Fulgentego poorało się w fałdy i bruzdy, wsparł je na ręku, i długą chwilę zatopiony był w myślach tak głębokich, że zdawał się nie zważać na nią; zadał tylko półgłosem kilka zapytań względem nabywcy summy, ale ona nie umiała powiedzieć mu nic więcej, tylko imię i nazwisko Placyda Ziemby.
To uspokoiło trochę Maryę, wskazując jej, że tam gdzie ona była zrozpaczona, Fulgenty upatrywał jakąś drogę ratunku, jaką? tego nie rozumiała dokładnie, ale opiekun zesłany jej przez Opatrzność zaczynał w niej obudzać ufność nieograniczoną.
Nie wiem, czy w tej chwili myśli jego usprawiedliwiały tę ufność. Układał on wprawdzie cały szereg rozumowań co do ostatnich zdarzonych faktów; rozumowania te jednak grzeszyły z wielu względów.
Najprzód Fulgenty przypuszczał w ludziach logikę i konsekwencyę, jaka rzadko napotyka się w ich czynach i wychodząc z tej zasady, zapytywał samego siebie: dla czego pan Heliodor Salicki sprzedał posiadaną summę na Zacisznej, jeśli mógł odebrać ją za dni kilka? i dochodził do wniosku, że albo odbiór ten mógł się odwlec na czas nieograniczony, albo też nie był tak niezawodny, jak się to jemu i Maryi wydawało; bo myśl, że tak zacny i czcigodny człowiek odprzedał ją dla pozbycia moralnej odpowie-