Strona:PL Waleria Marrené-Walka 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dna z tych tajemnic, które wytłómaczyć tylko można atrakcją, wywartą przez pewne słoneczne natury na wszystko czego dosięgną.
Oktawia widziała Lucyana raz jeden, gdy odprowadzał Jadwigę, a jednak szlachetne rysy jego tak bardzo utkwiły w jej pamięci, że potrafiła przenieść je na papier. Przecież czemże mógł być dla niej młody student uniwersytetu? czyż mogła zniżyć wzrok i serce do niego? tego sama przed sobą przyznaćby się wstydziła, a przecież drażniło ją to, że kochał, że był kochany i że wybraną przez niego była ta cicha, skromna nauczycielka spokojnej prostoty, której Oktawia pojąć nie mogła.
Teraz więc panna Oktawia domyśliła się łatwo od kogo pochodził list czytany tak namiętnie przez Jadwigę i pozazdrościła jej w duchu. Była w prawie swojem ta biedna dziewczyna, posiadała skarb, którego Oktawia przy całych bogactwach ojca, przy całej piękności swojej, przy położeniu jakie zajmowała nie miała nigdy; miłość szlachetnego człowieka. Był to skarb, którego wartości dobrze ocenić nie potrafiła, a jednak przeczuwała, iż było to coś wyższego nad wszystkie dary ludzi i losu, coś mogącego dać szczęście wydziedziczonym tej ziemi i zamienić im twarde życie pracy i niedostatku w złote pasmo zachwytów.
Jadwiga czytając list ów, mieniła się i promieniała, skrywane wrażenia wybijały się na tę cichą, cierpliwą twarz, przetwarzając jej spokojne rysy; przywykła wśród obojętnych ludzi ukrywać doznane wrażenia, nie objawiła ich słowem ani znakiem żadnym, a przecież pierś jej podnosiła się, oczy mgliły nieujętym wyrazem, szczere usta otwierały się uśmiechem rozkoszy. W tej chwili była ona z pewnością piękniejsza od Oktawii całym ogromem duchowej wyższości swojej. W końcu skończyła list i schowała do kieszeni, jakby pragnęła odczytywać go jeszcze, jakby w tem pierwszem czytaniu schwyciła tylko ogół, a później dopiero miała rozpamiętywać szczegóły, myśli i wyrażenia,