Strona:PL Waleria Marrené-Walka 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja nie wiem, wyrzekł zawstydzony prawie; to nie jest wyraźnie powiedzianie w dokumentach, jakie posiadam.
Panna Oktawia zamyśliła się znowu.
Jednak, mówił dalej ojciec, któremu uśmiechała się bardzo myśl projektowanego małżeństwa; w tak bogatej rodzinie sam ten wyraz „skarb“ oznaczać musiał wielkie wartości. Sądziłem, że hrabia Leon podoba się tobie; w takim razie maryż ten miałby za sobą wszystkie konwense, miałby nawet barwę bezinteresowności, bo wszakże skarby znalazłyby się dopiero przypadkiem po ślubie.
Oktawia milczała; widać, dowiedziawszy się wszystkiego co wiedzieć chciała, nie uznawała za stosowne dzielić się z ojcem myślami swemi, może sama nie wiedziała jak postąpić.
— O mnie, wyrzekła wreszcie, nie potrzebujesz się troszczyć; najważniejszą kwestyą tutaj jest cyfra, jaką skarby reprezentować mogą; hrabiemu potrzeba pieniędzy bardzo wiele, a on zdobyć ich sobie nie potrafi.
Zdanie to było stanowcze, ale nie odkrywało wcale głębi jej myśli. Pan Heliodor, który w tej krótkiej rozmowie zupełnie przez córkę zwyciężony został, potrzebował wiedzieć coś więcej, a nawet chciał zasięgnąć wyraźnie jej zdania.
— Więc cóż zamierzasz czynić dalej? zapytał prawie niespokojnie.
Oktawia uśmiechnęła się znowu nieznacznie.
— Na teraz nic, mój ojcze; bo sądzę, że nic naglącego nie ma.
— Ale przecież, gdyby jutro naprzykład... hrabia oświadczył się o twoją rękę?
— To niepodobna, on tego tak szybko nie uczyni, bądź spokojny ojcze. Hrabia nigdy nie wie dokładnie, czego chce i pragnie; a z resztą jest jeszcze związany z Kazią.