Strona:PL Waleria Marrené-Walka 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał do czynienia nie ze zwykłą roztrzepaną dziewczyną, ale z kobietą spoglądającą trzeźwo i rozsądnie na życiowe sprawy.
— A więc, wyrzekł, skoro mnie zrozumiałaś, powiedz co o tem sądzisz?
Oktawia uśmiechnęła się nieznacznie tym wewnętrznym uśmiechem, który nie poruszył jej ust i tylko zabłysnął w oczach tryumfem.
— Tak to co innego, mój ojcze, odparła siadając naprzeciw niego; ale pozwól mi najprzód uczynić ci jeszcze jedno pytanie.
— Mów, odpowiedział, nie próbując już opierać się córce.
— Dla czego chciałbyś mnie wydać za niego? Ma on wprawdzie wielkie imię, ale cóż znaczy imię bez majątku?
Pan Heliodor wpadał ze zdumienia w zdumienie: ta dziewczyna, którą dotąd uważał za dziecko, była zupełnie biegłą w grze życia, nie potrzebował się obawiać by ją uniosły pozory, przecież próbował jeszcze siły jej rozsądku.
— Majątek ty posiadasz, Oktawio, a ja sądziłem, że młody hrabia podobać ci się może.
— Podobać mnie! powtórzyła z dziwną intonacyą w głosie i uczy jej zabłysły nieznanym ogniem, ale to trwało krótko bardzo. Mnie trudno się podobać, wyrzekła, gasząc długiemi rzęsami błyskawicę wzroku.
— Dla czego Oktawio? pochwycił ojciec, który w tej chwili przestawał ją rozumieć, cóż możesz zarzucić hrabiemu.
— Nic, mój ojcze, odparła spokojnie i gotowa jestem oddać mu rękę, skoro się przekonasz o korzyściach tego małżeństwa.
— Dziwna z ciebie dziewczyna! zawołał pan Heliodor; wszakże ja ci go narzucać nie chcę.