Strona:PL Waleria Marrené-Walka 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale on nic nie odpowiedział, może w obec tego jasnego spojrzenia zawstydził się słów niebacznych.
Tymczasem w drugim pokoju, hrabia Leon siedział przy Oktawii, wrzała dowcipna rozmowa salonów, dziewczyna o dumnem obejściu oczarowywała go powoli chłodnemi szyderczemi słowy, palącemi oczyma. Odjechał późno a z pewnością obraz Kazi daleko był w tej chwili od jego myśli.
Po jego odjeździe nastała długa cisza wśród rodziny Salickich, jak gdyby wszyscy zmęczeni byli odbytą reprezentacyą; potem w milczeniu zaczęli rozchodzić się z salonu; nie było w ich zwyczaju dzielić się doznanemi wrażeniami.
Pani domu oddaliła się pierwsza, pan Heliodor rozparty w fotelu, spoglądał z rodzajem zadowolenia i tryumfu na córkę. Była to dla niego nowa, nieznana prawie istota, pierwszy raz dzisiaj wychodziła w jego oczach z roli podlotka i od razu znalazła się po mistrzowsku w położeniu dorosłej panny.
Oktawia wzięła książkę leżącą na kominku ze zwykłym sobie niedbałym wyrazem, i tak stała chwilę przed ogniem oblana cała jego gorącym połyskiem.
— I cóż Oktawio? zapytał ojciec: czyż nie powiesz mi jak ci się podobał hrabia?
Dziewczyna podniosła na ojca spokojne oczy, położyła książkę trzymaną w ręku, stanęła przed nim, i zamiast odpowiedzi, spytała nawiasem:
— Dla czego pytasz mnie o to, ojcze?
Jak wiemy, pan Heliodor nie lubił zapytań, wola jego powinna była według przyjętych w domu zasad wystarczać bez żadnej dalszej dyskussyi; przecież na tak śmiało postawioną kwestyę przez córkę, wyrzekł tylko:
— Chciałbym wiedzieć twoje zdanie.
Te słowa były już pewnem ustępstwem.
Oktawia jednak nie okazała niczem, że to zrozumiała,