Strona:PL Waleria Marrené-Walka 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczuć musiał głęboką przewidującą mądrość tej kombinacyi i postanowił nią się zasłonić.
Marya wymówiwszy ostatnie słowa zawisła oczyma na ustach jego: wyraz, który z nich miał wypaść, stanowił o jej dalszym losie; słuchała go zarumieniona lekko. Pan Heliodor przetarł ręką czoło.
— Pani! wyrzekł głosem, którego oschłość kontrastowała dziwnie ze znaczeniem słów; tego, czego pani żądasz nie zwykłem czynić nigdy, bieg interesów jest u mnie i być powinien niezależny od wszystkich innych kwestyj; przecież uczyniłbym wyjątek dla pani.
Tu zatrzymał się chwilkę, dobierając wyrazów.
— Panie! przerwała Marya, sądząc, że sprawa jej już jest wygraną. Nie będziesz pan miał powodu żałować tego!
— Nieszczęściem, ciągnął dalej Salicki, rzecz ta zupełnie już do mnie nie należy; prawa moje do sumy Zacisznej zbyłem komu innemu.
Młoda kobieta opuściła ręce z wyrazem pognębienia. Krok, który uczyniła dzisiaj, kosztował ją tak wiele, iż nie czuła się na siłach go ponawiać; pochyliła tylko pobladłe czoło.
— Jakto! powtórzyła machinalnie, pan sprzedałeś tę summę?
— Tak pani, przed kilku dniami; więc pani lub też kto umocowany, np. opiekun państwa, zechce udać się do niego z propozycyami.
Była to niezbyt grzeczna odprawa, której całego znaczenia ona pojąć nie była w stanie.
— Och! zawołała tylko z goryczą: ja mogłam prosić tylko, cóż za propozycyę uczynić mogę?
Heliodor Salicki wzruszył lekko ramionami, jakby chcąc powiedzieć, iż to zupełnie już do niego nie należy. Widocznie pilno mu było pozbyć się kobiety, której cichy smutek i szlachetne obejście raziło go niewiedzieć czemu. Ona