Strona:PL Waleria Marrené-Walka 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla niej coś świetniejszego w zapasie. Czuła, że może być wymagającą, wiedziała do czego ma prawa, i układała zawczasu w dumnej głowie przyszłość pełną tryumfów i zbytków, przyszłość, której ona była królową; przecież w głębi jej myśli tkwił obraz, który mimowoli wślizgał się niepotrzebnie w te marzenia. Jasny wzrok i dumna postać młodego człowieka dojrzanego w chwili wyjazdu, nie chciała ustąpić ze świetnej przyszłości Oktawii, mieszała się z nią i splatała dziwacznie; bo cóż ten ubogi chłopiec mógł mieć wspólnego kiedy bądź z jej życiem? Zapewne nigdy więcej wzrok ich nie miał się skrzyżować, a drogi rozchodziły się wprost w przeciwnych kierunkach.
Pomimo tego, Oktawia myślała o nim tak często i tak bardzo, że potrafiła z pamięci rysy jego przenieść na papier i papier ten ukryła starannie. Panna Salicka nigdy z niczem nie zwierzała się nikomu. Matkę swoją osądziła od dawna, i stosownie do tego sądu nie odkrywała jej nigdy myśli swoich, nie zadając sobie nawet najmniejszej pracy ulegania jej w czemkolwiek. Matka nie wchodziła w jej rachunek życia; co do ojca, jego chłodne, obojętne, wyniosłe obejście robiło na niej pewne wrażenie, wszakże wstrzymywała się co do niego z ostatecznym sądem aż do chwili, w której okaże się przed nią przeczuwany konkurent, czyli inaczej mówiąc zamierzała go sądzić według czynów.
Odcień ten jednak uchodził zupełnie uwagi pana Salickiego, bo jak wiemy, ten wielki człowiek nie odznaczał się nadzwyczajną bystrością; zresztą uważał on za rzecz tak prostą i naturalną cześć ogólną, był tak głęboko przekonany, że mu się powszechne uznanie należało z prawa i słuszności, iż nie przyszło mu nawet na myśl, by jego własna córka mogła go nie podzielać.
Zresztą panna Oktawia nie śpieszyła się w ogóle z wyjawieniem swoich zdań i przekonań, była to natura zamknięta w sobie, a jeśli jej wielkie czarne oczy miały cza-