Strona:PL Waleria Marrené-Walka 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciał jej odpowiedzieć, że spełnia tylko obowiązek uczciwego człowieka, ale spojrzawszy w koło, zamilkł nagle w obec tych ludzi z których każdy przecież miał imię nieskazitelne; zrozumiał, że to co chciał powiedzieć byłoby niestosownością.
Z tego wypływałby taki dylemmat: że albo pan Fulgenty przesadzał, nazywając to co uczynił, obowiązkiem uczciwego człowieka, albo też ci panowie pomimo nieskazitelnej reputacyi swojej, nie byli uczciwymi ludźmi, lub też mieli o uczciwości wcale różne od niego pojęcia. Mimowolnie zamyślił się nad tem, a tymczasem rada familijna zamykała pośpiesznie protokół, posiedzenia swego obiorem Fulgentego Jeżyńskiego na opiekuna, jakby lękając się, by ten nie namyślił się jeszcze w ostatniej chwili.
Dopełniwszy tej ważnej czynności, rada rozjechała się czemprędzej, czując się w prawie odpocząć po dniu tak pełnym trudów, tembardziej, że członkowie jej radzi byli jak najprędzej opuścić dom, w którym wyraźnie czuć już było ruinę.
Po gwarnej chwili pożegnań, cisza znowu zaległa salon. Marya siedziała pogrążona w myślach, pan Fulgenty stał wsparty łokciem o gzems kominka, z czołem ukrytem w dłoni, patrząc zafrasowanym wzrokiem w wesoły ogień, którego trzask rozlegał się swobodnie, wśród milczenia ich dwojga. Teraz obrachowywał ciężar wzięty na barki, rozważał doniosłość słów wyrzeczonych; wymagały one całego jego czasu, pracy, usilności, zupełnego zapomnienia siebie. Nie żałował tego co uczynił, ale podjęty obowiązek chciał spełnić sumiennie, i rozważał jakby to najskuteczniej uczynić. Nie pomyślał wcale o swojem zwichniętem życiu, o ulubionych pracach, które poświęcić musiał; był to jeden z tych ludzi, którym według utartych pojęć nigdy nie jest dobrze na świecie, gdyż nigdy o sobie pamiętać nie umieją.
Teraz wprawdzie ten płomień kominka przywodził mu na pamięć działanie różnych świateł na rozmaite rośliny, którym to badaniom poświęcał się właśnie z takiem zami-