Strona:PL Waleria Marrené-Walka 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

codzienne obowiązki i stać niewzruszony na stanowisku mojem. Ja także posiadam nadzieje słuszne, sprawiedliwe jednak nim je będę mógł ziścić, nie tonę myślami w przyszłości wymarzonej, nie przesądzam tego co być może, ale dzisiaj już żyję pełnem życiem i umrzeć mogę spokojnie. Ja czuję, myślę, patrzę na świat cudów otaczający mnie w koło i mający wyraźne odbicie w piersi mojej; więc dzień każdy jest dla mnie dniem szczęścia i takim być powinien dla ciebie także.
Spoglądała na niego przejęta zachwytem i trwogą zarazem, gdy mówił z mocą przekonania, z odblaskiem nieba w źrenicach.
— Och! zawołała, z głębi serca, gdybym mogła być jak ty spokojną!
— Rozumiem cię matko: ty lękasz się o zdrowie i życie moje, a nie chcesz mi tego powiedzieć, odparł łagodnie. Czyż nie wiesz, że życie ludzkie jest znikome? śmierć nie musi być straszna, jak się nam zdaleka przedstawia, wszakże to konieczność, to przejście w inną fazę tylko, a dla tych co się wpatrzą we wszystkie tajemnice bytu, co pojmą piękno i harmonię rozlane w koło nas, złożone w nas samych, nic ludzkiego strasznem być nie może.
Oparł głowę na ręku, wzrok jego nabrał dziwnie głębokiego wyrazu, jak gdyby uchylała się przed nim zasłona przyszłości, a on spoglądał w jej słoneczne oblicze. Matka patrzała na niego łzawemi oczyma; słowa jego pocieszyć jej nie mogły, przecież było w nich coś, co odejmowało grozie wiszącej nad ich głowami wiele z jej okropności.
Po chwili Lucyan wyrzekł znowu wracając do potocznych przedmiotów, od których snadź abstrakcyjne myśli nie odrywały go wcale.
— Wiesz, że Jadwiga nas opuszcza?
Mówił to zupełnie spokojnie i snadź zdziwiło to matkę, bo nie odpowiedziała nic, tylko wpiła oczy w twarz jego