Strona:PL Waleria Marrené-Walka 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie i rachowanie summy, którą znał doskonale. Poznawszy świat, ludzi na nim, obyczaje i stosunki, obrachował ściśle że on ze swoją powierzchownością i zdolnościami był zerem, któremu wartość jedynie stojąca przed nim cyfra nadać mogła, i otrzymaniu tej cyfry poświęcił się jedynie, gorliwie, z ascetycznem zaparciem samego siebie, do jakiego tylko opanowanie myślą jedną może człowieka zdolnym uczynić.
Placyd był zręcznym, przebiegłym nawet, nie przebierał wcale w środkach, cyfra majątkowa więc, jaką dzisiaj już posiadał, mogłaby zadowolić niejedne skromniejsze żądania, ale ambicya Placyda nie była tak małą, on postanowił dźwignąć się na szczyty społeczne, postanowił dyktować prawa tym, od których dzisiaj zależał, i wówczas odpłacać im dopiero wszystkie upokorzenia i pogardy doznane. Pod tym względem rachunki moralne pana Ziemby nie mniej były dokładnie prowadzone od materyalnych rachunków, tak w jednych jak w drugich, opuszczał on jednak chętnie bardzo ważną rubrykę: pamiętał doskonale co mu kto był winien, ale ile się komu od niego należało, to lubił pokrywać zapomnieniem. Nie dziw więc, że przy takim systemacie, Placyd zbierał pieniądze, złotówka raz uwięziona w jego kieszeni, nie wydobyła się już więcej ztamtąd żadnym sposobem; to też pugilares nieodstępujący go nigdy, reprezentował w jego oczach nieskończoną liczbę drobnych ofiar, któremi przyszedł do jego posiadania. A byli ludzie tak naiwni, że próbowali wzruszyć go nędzą, rodzinną, chorobą brata, i tym podobnemi względami! Placyd miał prawo śmiać się z nich, alboż cokolwiek prócz niego samego obchodziło go na świecie?
Przecież od dziś rana zmiana jakaś zaszła w zacnej osobistości Placyda Ziemby, od dziś rana jakaś nowa troska i nowe uczucie wkradło się do jego życia: pomimo woli postać wspaniale pięknej dziewczyny z drwiącemi oczyma snuła się przed jego wzrokiem nieustannie, jej impertynencki śmiech dźwięczał mu w uszach, widział ją i sły-