Strona:PL Waleria Marrené-Walka 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tała, nie wątpiąc już wcale, że jeśli Placyd nie przyszedł jej w pomoc, było to winą tylko zupełnej niemożności.
Była to łatwowierność posunięta do najostateczniejszych granic; to też syn wyrzekł, już zupełnie pewien siebie:
— Czyż ja mogłem patrzeć na waszą nędzę, na niedostatek brata w chorobie? Nie miałem na to dość odwagi. Czuję to, zasłużyłem na potępienie twoje; wydaję ci się może szorstkim, zimnym, wina to powierzchowności mojej, ale pomimo to ja czuć umiem.
— Czyż i teraz nie odwiedzisz Lucyana? spytała matka. On bardzo chory, a sam nie wie o tem; doktorowie zalecają mu spoczynek, a jakże on spocząć może? Konieczność życia ciąży nad nim, a ja to wiem Placydzie, ja wiem, że każda godzina, którą spędza schylony nad książką, każda chwila ukradziona snowi, jest sprzymieszona z chorobą, zbliża mu zgon może, a ja nie mogę powiedzieć mu: spocznij, nie mam za co posilnym pokarmem wzmocnić siły jego nadwątlone nadmiarem pracy, wytężeniem myśli, walką o chleb powszedni. Placydzie, jeślim cię posądziła niesłusznie, ty powinieneś mi przebaczyć. Cierpiałam nad siły, nie mogłam poddać się konieczności, buntowałam się na myśl samą, że dziecko moje tak musi więdnąć i usychać z nędzy, jak kwiat bez rosy ożywczej.
Ta hartowna kobieta była zwyciężona, płakała, oparłszy czoło na ramieniu starszego syna, łzami, które kamieńby poruszyły. Ale Placyd był pozbawiony zupełnie moralnego zmysłu, zdolny zaznać tylko brudne żądze i nikczemne uczucia. Dzieckiem jeszcze płacił otaczającą go miłość zawiścią, a teraz miał jakieś ciemne niezrozumiałe cele, którym poświęcił życie, jakieś zamiary knute, w najtajniejszych zakątkach mózgu, reszta świata nie istniała dla niego, zazdrość i zawiść nawet drzemały przysypane popiołem zapomnienia. Placyd nie miał czasu myśleć o nich, zbudziły się one dopiero w piersi jego na widok matki, jej serdeczne słowa nie wywołały innego skutku nad przypomnienie lat dziecinnych,