Strona:PL Waleria Marrené-Walka 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

On nie chciał pytać po co tu przyszła, przewidywał to aż nadto; stara kobieta zbierała siły, by spokojnie wyrazić synowi wszystko, co on sam powinien był wiedzieć.
— Placydzie, wyrzekła wreszcie, oddychając głęboko, jakby pierś jej ściśnięta nie dopuszczała powietrza: pisałam do ciebie przed kilku miesiącami.
On drgnął nieznacznie i chciał zapewne usprawiedliwić, bo usta jego poruszyły się, ale przerwała mu matka:
— Ten list odebrałeś Placydzie, ja wiem o tem, dla czego mi nie odpisałeś?
W głosie jej była taka stanowczość, że nie mógł zaprzeczyć, ale od razu wiedząc o co chodzi, ułożył plan obrony. Zwyczajem swoim unikał spojrzenia matki, jak każdych innych oczu ludzkich, twarz jego przybrała wyraz tak zasmucony, że każdy musiał wierzyć w szczerość jego żalu i wyrzekł:
— List odebrałem, to prawda, ale cóż ztąd? nie mogłem nic odpowiedzieć skutecznie, a wiem, że nie uwierzylibyście mi na słowo.
Mówiąc to Placyd, przedstawiał prawdziwy obraz spotwarzonej niewinności.
Kobieta spoglądała na niego z dziwną mieszaniną bólu i niedowierzania, a on ciągnął dalej, usiłując nawet w tej rozmowie odnieść zwyciętwo nad jej sercem, dla tego też z oskarżonego przedzierżgnął się nagle w oskarżyciela.
— Wiem to oddawna, matko, że Lucyan wyrugował mnie z twego serca; wiem, ze nie szczędzą ci opowiadań, poszeptów, że przedstawiają mnie jako nieużytego brata i syna. Ja nie buntuje się przeciw temu uczuciu matko, Lucyan więcej niż ja zasługuje na miłość, któż patrząc na nas obudwóch, może o tem powątpiewać? On jest piękny, genialny, wymowny, on umie zarówno podobać się oczom i zdobyć uczucie; jam brzydki, mnie natura odmówiła zarówno wszystkich darów, które tak szczodrze zlała na brata; przecież nie zazdroszczę mu tego, chciałbym nawet, by wszystko