Strona:PL Waleria Marrené-Walka 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się gwałtem: ty nie wiesz jak to straszno nie módz szacować własnego syna.
Smutna jej twarz nabrała surowego wyrazu, blade usta drgały, wyszła pośpiesznie, nie oglądając się za siebie, jakby lękała się, by jej nie zabrakło odwagi, lub też nie chciała rozpamiętywać dalej win ciążących na synu, w chwili właśnie, gdy potrzebowała pomocy jego, gdy jej macierzyńska duma uniżyć się musiała przyciśnięta straszną koniecznością.
Jadwiga zamknęła za nią drzwi w milczeniu i usiadła znowu na zwykłem swojem miejscu pod oknem, oparła głowę na ręku i patrzała na dachy pobocznych kamienic, osypane śniegiem i na tę odrobinę posępnego nieba, które zdawało się ciążyć nad niemi ołowianemi chmurami; z kominów wychodziły wstęgi dymu, rysowały się chwilę błękitnawe na czarnem tle nieba i szarpane wichrem kłębiły się po dachach zapełniając ciasny dziedziniec.
Widok ten miał w sobie coś rozpaczliwie smutnego, a przecież Jadwiga spoglądała na niego z rodzajem rozkoszy, tutaj upłynęły jej słoneczne chwile życia, tutaj było wszystko co kochała na świecie, sierota przygarniętą do tego ogniska, znalazła przy niem wsparcie, odwagę i miłość, myślała może o blizkim dniu, w którym nie ujrzy więcej tego okna i oczy jej zachodziły łzami. Mrok zapadał, szary, smutny mrok zimowy; nie zważała na niego, nie pomyślała o tem, by zapalić światło i zanieść je jak zazwyczaj do pokoju Lucyana, chociaż w koło okno po oknie oświecało się w dziedzińcu, mieszkańcy tego biednego domu śpieszyli snadź do zatrudnień swoich. Ona jedna była tu bezczynna, zgubiona w przepaściach myśli.
Nagle skrzypnęły lekko drzwi od przyległego pokoju, i ukazała się w nich jasna głowa Lucyana.
— Mamo, wyrzekł, jak widzę, zapomniałaś o mnie, ciemno mi pisać.