Strona:PL Waleria Marrené-Walka 032.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odpowiadała im wcale, i pogięta w kapryśne kształty, była niby szyderstwem i zaprzeczeniem tej olimpijskiej piękności; a jednak wpatrzywszy się lepiej, znać było, że chociaż matka natura tak niedokładnie wyrobiła te kształty, jednakże wyryło się na nich równie jak na czole niestarte piętno boże dobroci i rozumu. Nos jego wielki o silnych zarysach naprzód wysunięty, miał w potwornej brzydocie swojej coś sympatycznego usta szeroko rozcięte zdolne były do uśmiechu nieporównanego wdzięku, miały ten wyraz szczerości i prawdy nakazujący z góry szacunek; zresztą ciemno-oliwkowa prawie cera twarzy, przy której czysty kryształ białek i perłowe zęby odbijały rażąco, dopełniały dziwacznej charakterystyki człowieka, który niespodzianie znalazł się przed Maryą.
Na teraz ogorzała twarz jego była bladą bardzo, kędzierzawe włosy jeżyły się na głowie pomimo deszczu i wiatru, a oczy objęły młodą kobietę z nieujętym wyrazem współczucia i smutku.
Ona stała przed nim zdziwiona, trwożna i dotknięta tem spojrzeniem niby przeczuciem nieszczęścia.
— Pani, wyrzekł nowo przybyły, jestem Fulgenty Jeżyński.
Ale imię to i nazwisko nie zrobiło najmniejszego wrażenia na kobiecie, która wyraźnie słyszała je po raz pierwszy. Ona wpatrywała się w twarz jego, jakby siliła się wyczytać ten szczególny hieroglif i jakby pomimo swego poczciwego wyrazu, twarz ta była dla niej zwiastunem złego.
— Męża mego nie ma w domu, odparła z mimowolnym dreszczem.
Ale rzecz dziwna i on wzdrygnął się także na te proste słowa.
— Wiem o tem, odparł stłumionym głosem: przybywam z wieścią od niego.
Mówiąc to, spuścił głowę, bo kobieta wpatrywała się