Strona:PL Waleria Marrené-Walka 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Och! odparła Kazia, mam z sobą Antoniego, a przytem moja klacz tak sławnie kłusuje, za dziesięć minut będę w domu, tylko nie chce mi się odjeżdżać.
— To odpraw z końmi Antoniego, ja cię odeszlę.
— Nie nie, mama byłaby niespokojna, zawołała z żywością, świadczącą jak pomimo samolubnej mowy, przekładała cudzą przyjemność nad swoją.
— A twój mąż jeszcze nie powrócił, Maryniu? spytała po chwili.
Czoło młodej kobiety zmroczyło się widocznie, łzy zakręciły się w jej oczach.
— Dziś miał powrócić, miał napisać z drogi, ale nie uczynił tego.
— To źle, wyrzekła sentencyonalnie Kazia.
— Dla czego źle? pochwyciła Marynia; czy ty wiesz co złego?
Dziewczyna zmiarkowała od razu niezręczność popełnioną.
— Źle, bo jesteś niespokojna, ale skoro nie pisze, to pewno nadjedzie. Zresztą mężczyźni nigdy pisać nie lubią, dodała z taką pewnością, jakby fakt ten stwierdziła sama długoletniem doświadczeniem.
— I ja tak sądzę, powtórzyła dobrodusznie Marynia; a jednak nie wiem czemu czuję niepokój dziwny. Mąż wyjechał do Warszawy zmartwiony, skłopotany.
— Dla czegóż tak?
— Ja nie wiem, nie mieszam się do interesów, ale od jakiegoś czasu martwi się czemś bardzo.
— To zwyczaj wszystkich mężczyzn, odparła znowu stanowczo Kazia, która widać miała doskonale wyrobioną teoryę o wszystkich wadach i przywyknieniach męzkich.
— A zkądże to wiesz?
— O! mama mówiła, że mój ojciec turbował się zawsze deszczem, mrozem, suszą, pogodą i tysiącem innych rzeczy; a zresztą nasz rządca Skrzęcki toż samo czyni