Strona:PL Waleria Marrené-Walka 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bacząc na ich wiek i gusta, które znała doskonale i dopiero dokonawszy tej ważnej czynności, zajęła znowu swe wygodne miejsce w fotelu.
— No, teraz pomówmy rozsądnie Maryniu, wyrzekła!
— Alboż ty to potrafisz?
Dziewczyna wstrząsnęła głową niecierpliwym ruchem, snadź nie wątpiąc wcale o dojrzałości swych myśli.
— Powiedz mi najprzód, wyrzekła, nie racząc nawet odpowiedzieć na tak niegrzeczną przemowę: jak ty tak możesz wytrzymać sama ciągle w domu?
Marynia uśmiechnęła się łagodnie.
— To lepiej w każdym razie, niż latać konno po deszczu i słocie patrz, do czego jesteś podobna.
— To samo słowo w słowo, mówiła mi wczoraj mama i dzisiaj pewno powtórzy, odparła Kazia z komiczną powagą.
— To źle, że jej nie słuchasz!
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
— I cóżem winna, wyrzekła, że tak spokojnie wytrzymać nie mogę?
Mówiła to żałośnie prawie; widocznie bogata i żywa jej natura, w braku stosownego kierunku, brała bezmyślny ruch za czynność. Towarzyszka nie była w stanie tego zrozumieć i odparła tylko:
— Przecież zawsze biegać i galopować nie można.
— Dla czego? spytała dziewczyna, która nie pojmowała wcale podobnie słabo wymotywowanych argumentów.
— Zabawna jesteś, przecież trzeba co innego robić.
— Ciekawam, co? Jeśli wynudzę się nad haftowaniem kołnierzyka, zrobię szydełkiem jakiś obrus na stolik, przekopiuję krzywo krajobraz, albo nakalaczę uszy sobie i drugim muzyką, powiedz mi jaki ztąd będzie pożytek.
Kazia miała słuszność: zajęcia te, na których ogra-