Strona:PL Waleria Marrené-Walka 023.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zachwianej wiary w siebie i drugich, znamionującym lat szesnaście i płoche myśli tego wieku.
Wyraźnie była ona zepsutem dzieckiem, któremu los i ludzie uśmiechali się zarówno, wyraźnie nie zaznała dotąd trudności ani przeszkody żadnej, nie spotkała się z żadnem niepodobieństwem, z żadnym poważnym obowiązkiem życia, bo zdawała się o niczem nie wątpić, niczego się nie obawiać. Wola jej musiała być prawem dla drugich; znać to było w jej ruchach, głosie, w rysach nawet noszących jakieś nakazujące piętno. Brwi jej czarne, mocno narysowane, ściągały się za najmniejszą przeciwnością; wymodelowany lekko zadarty nosek podnosił się dumnie, a pełne wiśniowe usta nie zaznały dotąd pewno przymusu ani fałszu żadnego, bo uśmiechały się łagodnie i figlarnie. Jeśli dziewczyna ta była samowolną, winą to być musiało otoczenia i okoliczności; samowola ta jednak nie spotykając oporu nie zepsuła dotąd harmonii jej charakteru, czyniła co chciała, bo wszyscy w koło niej zajęci byli odgadywaniem myśli i spełnianiem życzeń niewymówionych jeszcze. Musiała to być rozpieszczona jedynaczka, i widocznie miała wady i cnoty rozpieszczonych istot, zdolna była zranić lekkomyślnem nierozważnem słowem lub czynem i zagoić zadaną ranę serdecznym żalem, miała głowę szaloną i serce anielskie, które przebijało w jej oczach i mogło świat cały zmienić w niewolników.
Na wejście młodej amazonki, kobieta szybko odwróciła się od okna; snadź zwiódł ją odgłos podkutych bucików, naśladujących zupełnie męzkie kroki, ale na jej widok stanęła osłupiała.
— Jakto! zawołała, ty konno o tej porze! w czas tak okropny!
Dziewczyna roześmiała się srebrnym śmiechem, który rozbrzmiał wesołym dźwiękiem szczęścia, wśród tego cichego pokoju.
— O! czas wcale brzydki nie jest, wyrzekła zdejmu-