Strona:PL Waleria Marrené-Walka 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

końcu tych słów leżało niedomówione przekleństwo. Logicznym wynikiem tego życia, tych przekonań i czynów, była śmierć z bluźnierstwem na ustach. Jedyną prawdą zawartą w tym liście streszczającym moralną istotę człowieka, był bunt przeciwko konieczności śmierci. Zresztą wszystko tutaj było wynikiem zwichniętych idei, począwszy od życia, które gorszem przecież od wielu innych nie było, skończywszy na tem błogiem przekonaniu, że samobójcza śmierć maże grzechy przeszłe, jak gdyby właśnie ona nie była najostateczniejszem moralnem bankructwem, zamykającem niepowrotnie rachunki życia. A jednak pod pewnym względem człowiek ten miał słuszność narzekając na społeczeństwo: on sam był racyonalnym produktem utartych ogólników, kursujących wśród ludzi; wina jego była w tem tylko, że je brał za prawdę. Nie był on lepszy, ani gorszy od tysiąca innych, ale inni byli zręczniejsi, i wszystko czego im brakło, umieli tem jednem zastąpić. Bądź co bądź, on nie wiedział za co umiera; czuł konieczność, ale nie był w stanie zrozumieć tej wyższej sprawiedliwości, która skazywała bezużyteczne istoty na marny koniec. Gdyby był uznał to jedno, byłby został zbawiony, bo pojąłby, że jedynym sposobem zmazania win życia, jest poprawa i dźwiganie odpowiedzialności za spełnione czyny.
O tej prostej prawdzie on nie wiedział nigdy; świat w którym żył, zapominał o niej, albo postępował w ten sposób, jak gdyby nie zasłyszał nawet o żadnych moralnych prawach rządzących zarówno społeczeństwem jak jednostką... On myślał o tem pewno, że pomiędzy nim a życiem leżała tylko garść złota, ślepy traf karty, lub dobra wola jednego z towarzyszów bezmyślnego życia, ale nigdy to, że on sam był sprawcą doli swojej, że igraszka życia prędzej lub później musiała się tragicznie zakończyć.
Teraz spełniwszy to, co uważał za ostatni obowiązek życia, poleciwszy cudzej opiece żonę i dzieci, które opu-