Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 42.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rochu, Rochu! spójrzcie-no na Salkę, to was serce zaboli nad dzieckiem własnem. A Tomek czy myślicie, że z nim co innego?
Robił znaki Tomkowi, ażeby on także padł do nóg Lenarta; ale Tomek stał zawstydzony, blady nie ruszając się z miejsca.
Stary gospodarz stał przez chwilę, wahający się, niepewny, patrząc naprzemian na wszystkich uczestników téj sceny. Na czole wzbierał mu koleją gniew, koleją brały miększe uczucia. Siwe brwi jeżyły się i ściągały, aż wreszcie zawołał:
— Oj ty wartogłowie Tomku! a gdzieżeś się ty chował, żeś ani po przysiewek, ani po zapłatę nie przyszedł? No dobrze, coś się zjawił przynajmniéj; porachujemy się z sobą, a kto wie, może pogodzimy się jeszcze, — Salka się o to niepogniewa.
Na te ojcowskie słowa, Tomek przypadł mu do nóg i całował je ze łzami, których się nie wstydził; a tuż przy nim klęczała Salka; i stary Lenart, rad nie rad, musiał ich razem podnieść i pobłogosławić, niemal w obliczu wsi całéj.
A kiedy to uczynił, była w chacie radość wielka, a wśród téj radości, nikt nie miał czasu uważać, że blada, posępna postać Franka, oddalała się wolno od tego ogniska... Przyniósł mu szczęście, a podzielić go nie mógł.

KONIEC.