Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 13.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na przyźbie siedział właśnie Tomek i jadł wieczorny posiłek; a ona, patrząc ukradkiem na te czarne kędziory włosów i na twarz ogorzałą, jego tylko miała w myśli.
— Założę się, że chłopak, — ciągnęła daléj Wickowa, któréj zawsze trzymały się żarty.
Tomek odwrócił się nieznacznie, i co tam miał w myśli, to trudno było wiedzieć, bo głowę pochylił nad misą. Ale Salka zarumieniła się, jak wiśnia, i mruknęła coś, zakrzątnąwszy się około komina.
— Albo to nowina, — wtrącił Wicek, — że dziewczęta myślą o chłopcach; powiedz jéj lepiéj, jak ten chłopiec wygląda, to będziesz mądrzejsza.
— Jużci przecie nie taki czarny, jak nasz Tomek, co to do cygana podobny. Może ten, co siedzi w głowie Salki, nie taki swarny, jak potrzeba, ale za to ojcowisty i ze statkiem, na książce czytać umié, a jak pójdzie za niego, to będzie miała w skrzynce sznury korali i chust co nie miara...
— Albo mi to u tatula czego braknie, — przerwała dziewczyna.
Tomek nie rzekł nic, ale, gdyby kto był patrzał na niego, zobaczyłby jakiś dziwny wyraz na twarzy, a ręka, którą niósł do ust łyżkę, opadła nagle.
Przez chwilę nie słyszał, co wkoło niego mó-