Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 10.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kach wśród lasu. Ale pono radowała się najwięcéj do Tomka, hożego parobczaka, który służył w ich chacie. Bo choć Tomek nie miał ani ojców, ani dostatków, przecież nikt, jak on, nie potrafił w tańcu wyskoczyć, albo zaśpiewać; a na wiosnę na wierzbowych ligawkach nikt nie umiał tak pięknie wygrywać przeróżnych, nigdy nie słyszaszanych[1], rzeczy.
A przytem robota paliła mu się w ręku; Tomek był pierwszym na zagonie u żniwa, pierwszym w każdéj potrzebie. Oprócz tego zaś Salka wiedziała dobrze, iż na jéj skinienie gotów był skoczyć w ogień, lub w wodę się rzucić. A kiedy patrzał na nią czarnemi, ognistemi oczyma, to tak jéj było jakoś dziwno, i wesoło i smutno razem, że gotowa była roześmiać się głośno i rozpłakać wśród śmiechu. Na lica występowały jéj ognie, choć chciała patrzeć na Tomka, mimowolnie spuszczała wzrok ku ziemi, bo powieki były jakby z ołowiu.
I chociaż najmiléj jéj było być razem z Tomkiem, to przecież zawsze uciekała od niego; a choć uciekała, to nie uciekała daleko, tylko kryła się tak, by mogła słyszeć głos jego, i widziéć go, chociażby sama nie była widzianą.
Stary Lenart nie domyślał się bynajmniéj, co się działo w sercu córki; bo już to zwykle tak bywa, że starzy ludzie, choć mądrzy i doświad-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku. Powinno być: słyszanych.