Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 290.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szłość ukazywała mu się jak raj zaczarowany, jak nieustanna a poważna rozkosz bytu.
Pani Nasielska siedziała przy nim, blada jeszcze od wrażeń i trwóg przebytych, ale jak on promienna, przetworzona miłością. I było im pięknie razem. Tych dwoje ludzi, prawdziwie godnych siebie, tworzyło najrzadszy w świecie obraz rozumnego ideału. Stanisław zatrzymał się na progu pracowni i wskazał mi na nich z gestem, który był okrucieństwem, jeśli miał najlżejsze podejrzenie o tém co działo się w sercu mojém.
Spodziéwałem się tego widoku i nie zadrżałem: potrafiłem zbliżyć się do łóżka i powitać panią Nasielską jak zwykle. Miałem wprawdzie chwilę obawy, by nie ukarała mnie za śmiałość ostatniéj rozmowy, ale nic w jéj obejściu nie wskazało mi zmiany. Ona może nawet nie pamiętała o tém com jéj mówił.
— Jak te dni kilka są szczęśliwe dla nas! wyrzekła. Doktór zaręczył za zdrowie Gustawa i nam wszystkim przybył najlepszy z przyjaciół.
Z uśmiéchem prawdziwéj radości zwróciła się do Stanisława i biorąc rękę jego, trzymała ją w swoich, jak kochająca córka rękę ojca.
On spoglądał na młodą parę z cichém rozrzewnieniem; widocznie ich szczęście było jego szczęściem