Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 259.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Spojrzała na mnie z prawdziwą wdzięcznością, jakby rozczuliła ją ta lekka oznaka współczucia.
— Antoni, odparła zwolna, trzydzieści lat minęło jakeśmy się pobrali.
— Tak jest, potwierdziłem, nie domyślając się do czego ten frazes zmierzał, tém bardziéj że żona moja zazwyczaj nie lubiła wspominać swego wieku.
— Kochałeś mnie wówczas, mówiła daléj.
Widocznie chciała mi czynić wymówki i zabiérała się do tego z logiką, o którą nie posądzałem jéj wcale. Należało mi koniecznie przywtórzyć jéj i dodać że kocham ją zawsze; tak nakazywała polityka małżeńska, a nawet prosta grzeczność. Ja sam w każdym innym razie byłbym to uczynił bez wyrzutów sumienia i najmniejszego wahania. Ale teraz ta kobiéta, stara i poważna smutkiem, budziła we mnie rodzaj poszanowania; nie miałem czoła skłamać tak bezwstydnie i milczałem, czekając co daléj powié.
— A teraz, ciągnęła żona moja ze wzrastającą mocą, powiédz mi czém zawiniłam przeciwko tobie? Czy nie byłam ci wierną, uległą, spokojną żoną? czy nie dałam ci dorodnych dzieci? czym nie starała się podobać ci się zawsze? słowem, czy miałeś mi kiedy co do zarzucenia?
— Nigdy nic, odparłem, bardziéj wzruszony tém piérwszém w życiu odezwaniem się do sprawiedliwości mojéj, niż to pokazać chciałem.