Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 251.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyprowadzić mnie w pole i pan tego nie potrafisz. Wiedziałam dokąd idzie z takim pośpiechem, zkąd tak powoli powraca; wypatrzyłam go, znam ten dom na Kruczéj ulicy, widziałam tę piękną panią i zrozumiałam co się tam święci.
Mówiąc to, trzęsła głową ze złością, spoglądając na mnie z tryumfem, niby chwaląc się przebiegłością swoją.
— Nie rozumiem pani, odparłem chłodno.
— A więc i to nieprawda, zawołała przywiedziona do ostateczności spokojem moim, i to nieprawda może, iż on ją kocha? Oh! chociaż stara, mam ja dobre oczy. Widziałam jak bladł, mizerniał i wzdychał, a nie chciał przyznać się do niczego, i wiedziałam dobrze czemu nie chciał patrzyć nawet na uczciwą i bogatą dziewczynę, jedyną córkę właściciela sąsiedniéj kamienicy; a przecież ona chciała pójść za niego i nie byłby zabijał się daremną pracą. Przekładałam, prosiłam, błagałam napróżno. Nie mówił tego, ale jam widziała że jemu w myśli była tylko piękna pani, a prośby staréj matki, to groch na ścianę. Musiało się to wszystko źle skończyć. Przysięgnę że on teraz jest u niéj.
Nie odpowiedziałem na ten potok słów przeplatanych łzami, które dowodziły mi tylko, że uparte milczenie Gustawa do wściekłości przyprowadzało kobiétę ciekawą i chciwą. Ostatnie jéj przypu-