Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 224.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w ciemnościach, tém głośniéj śpiéwają, aby strach swój pokryć, bo twarz jego naprzemian czerwieniła się i bladła, a oczy błyszczące, gorączkowo podkrążone, świadczyły o nocy bezsennéj. Widziałem téż dreszcz febryczny, który od czasu do czasu, na przekór woli, wstrząsał całą jego postacią,
Nie dziwiło mnie to wcale, bo od piérwszej chwili obrachowałem Olesia. Stał on w miejscu, obrywając liście z drzew nerwowym ruchem trwogi i gniewu, w czasie gdy nabijaliśmy pistolety.
Skoro wszystkie przygotowania zostały ukończone, pan Narcyz, zapewne według odebranych instrukcyj, zabrał się jeszcze raz do pojednawczego pośrednictwa, przekładając nam z właściwą sobie wymową, jak rozlew krwi jest rzeczą okropną, jak żywość młodzieńcza unosi ludzi daléj niżeliby chcieli, a fałszywy punkt honoru nie pozwala przyznać się do winy, jak drogiém jest życie ludzkie i pełno równie nowych i stosownych frazesów. W końcu zaklinał obie strony o zgodę, zaręczając że jego przyjaciel, pan Aleksander, kontentować się będzie prostém przeproszeniem.
Mowa jego, widocznie przygotowana z góry, niezmiernie piękna, czuła, humanitarna, była może arcydziełem krasomówstwa i patetyczności, rozczuliła może echa leśne, powtarzające ją wśród szmeru drzew, rozczuliła nawet bardzo Olesia, który już