Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wała teraz ślepa żądza pomsty, i stałem naprzeciw niego, nie pytając o nic, czekając aż sam odkryje mi się zupełnie.
Pomiędzy nami trwała chwila ciszy. Gustaw przerwał ją piérwszy, z rodzajem niecierpliwości.
— Czy nie powiedziałem panu jeszcze, że tu idzie o panią Nasielską?
— O nią? o nią? powtórzyłem przerażony. Ja nie słyszałem tego, mów pan wyraźniéj!
Widać jednak to co mówił i to co myślał tylko, plątało się w pamięci jego, bo patrzył na mnie gorejącym wzrokiem.
— Ten człowiek, zawołał, śmiał ją zelżyć niecnemi przypuszczeniami!
— Ale któż taki, któż? wtrąciłem, pochylając się ku niemu, by pochwycić mu na ustach nienawistne imię.
— Kto? alboż ja wiem? Podłość, to nazwisko jego! wyrzekł stłumionym głosem i dobywszy jakiś bilet wizytowy, łamał go w rękach, drżąc cały od gniewu.
Wyczytałem na nim nazwisko Olesia. I w myśli mojéj stała się jasność dziwna: ja sam tych dwóch ludzi postawiłem naprzeciw siebie.
— Więc z nim masz się pan pojedynkować? zapytałem, przerażony nieostrożnością swoją.
— A z kimżeby? zawołał z wybuchem. Czy