Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 181.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi grozić, śmiał mieszać się do mojego życia i miał słuszność za sobą: ja zaprzedałam się jego bratu.
Łzy oburzenia i dumy płynęły po jéj twarzy, ale nie zważała na nie; chwila znękania minęła, ona teraz potrzebowała ból swój wypowiedziéć.
Słuchałem jéj w milczeniu, bo i cóż odpowiedziéć mogłem? Nie byłem na wysokości téj kobiéty i nie znajdowałem dla niéj słów właściwych, a te które cisnęły mi się na usta, musiały zostać nazawsze niewymówione. Ona téż odzywała się może więcéj sama do własnego sumienia, niż do mnie:
— To słusznie, dodała po chwili. Ja powinnam przyjąć odpowiedzialność za spełnione czyny; wiem o tém, ale pomimo to cierpię.
— Pani, zawołałem przejęty oburzeniem, i za cóż ty odpowiedzialną być możesz?
— Za to com uczyniła, odparła.
— Znaleźli się zapewne ludzie którzy popchnęli cię pani do tego małżeństwa, przedstawili je jako szczyt szczęścia. Byłaś dzieckiem prawie... uległaś. Każda na twojém miejscu uczyniłaby to samo.
— I każda musiałaby odcierpiéć.
Czułem że przemawiała w imię téj najwyższéj logiki, z którą spiérać się niepodobna.
— A przecież Bóg widzi, mówiła daléj, że uczucia moje były czyste. Jeżelim omyliła się, omyłkę