Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mgliste, jakby wzywając współczucia każdéj szlachetnéj istoty; twarz jéj była bledszą niż zwykle; w milczeniu osunęła się na fotel, wsparła czoło na ręku i zdawała się odpoczywać po téj długiéj szermierce słów i uczuć. Było cóś dziwnie miękkiego i łagodnego w téj wyniosłéj, pochylonéj postaci. W téj chwili ona rzeczywiście potrzebowała przyjaznéj ręki. Ośmieliłem się wziąć jéj dłoń zwieszoną na poręczy i ponieść ją do ust.
— Pani jesteś zmęczoną, szepnąłem.
— Bardzo, odrzekła z bladym uśmiechem. Odwykłam do tego stopnia od pewnych ludzi i ich świata, że mi już w nim oddychać niepodobna; a potém przykro mi że zmuszają mnie do wspominania przeszłości.
— Dlaczego? spytałem. Wprawdzie rozumiem ileś pani wycierpiéć musiała, ale ta przeszłość nawet przynosi ci zaszczyt.
— Nie, nie, zawołała, wstrząsając lekko głową. Są cierpienia które poniżają, a niewola jest jedném z takich. Ciążyła ona na mnie tém bardziéj, żem ją dobrowolnie przyjęła. Ale ja wtenczas nie byłam jeszcze w stanie zrozumiéć saméj siebie, a dziś na przyszłości nawet mojéj stoi wypisane, żem była niewolnicą. Muszę walczyć co dzień, co chwila, dla obrony własnéj, a jam do podobnych walk nie stworzona. Słyszałeś pan? ten człowiek śmiał