Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sie pazurki; ale w miarę jak mówił, pani Nasielska podnosiła czoło.
— Wychowam ich na ludzi, przy Boskiéj pomocy, panie szambelanie, wyrzekła tylko.
Zapewne szambelan nie zrozumiał całego znaczenia tego frazesu, przejęty zgrozą na myśl, że to małżeństwo tak świetne, odpowiadające wszelkim wymaganiom konwenansów, małżeństwo nad którém pracował skrycie oddawna, rozbić się mogło o niepojęty upór téj kobiéty.
— Ja wytłumaczyłem się z nalegań swoich, wyrzekł drżącemi usty, zapominając coraz bardziéj o przybranéj roli; teraz pani racz mi odkryć powód odmowy swojéj, jeśli to możesz uczynić.
W tych słowach była złośliwa aluzya, na którą krew zakipiała mi w żyłach. Pani Nasielska jednak nie raczyła jéj podnieść.
— Panie szambelanie,.... odparła, a głos jéj nabrał w téj chwili owego głębokiego, metalicznego brzmienia, które świadczyło o wewnętrznem wzruszeniu.
Ale po tych wyrazach umilkła nagle, jak gdyby szkoda jéj było słów i myśli serdecznych dla niego. Chwilę stała zamyślona, a gdy znów mówić zaczęła, oczy jéj przybrały zwykły wyraz, głos brzmienie zwyczajne.
— Panie szambelanie, ciągnęła daléj, jeśli po-