Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cięski. Siedział przy jednéj z panien, widocznie starając się ją olśnić. Spojrzenie jego było zabójcze, a haczyki wąsów i pukle włosów zdawały się gotowe do nanizania jéj niewinnego serduszka, przy tylu innych dawnych trofeach. Widok ten nie zadziwił mnie wcale; wiedziałem że uczucia Olesia próżnować nie mogły, a serce jego było tak przestrone, że mogło wygodnie kilka naraz przedmiotów pomieścić. Panna Emma była ładną, zalotną i zdawała się zajętą pięknym malarzem. Umawiano się właśnie o portret jéj, który miał Oleś malować. Był to temat do rozmaitych uwag i zachwytów, na które dziewczyna odpowiadała koniecznym rumieńcem i spuszczaniem oczów.
Powitaliśmy się z malarzem jak zwykle, może z odcieniem przymusu ze stron obu. Oleś, który tak tajemniczo mówił o swoich wielko-światowych zdobyczach, nie bardzo był rad, żem go widział pawiącego się w ten sposób przed parafianką. Dla mnie wspomnienie owego wieczornego spotkania było przykrém; nie mogłem oswoić się z myślą, że on wié zawiele. Młody człowiek jednak okazał się dziwnie dyskretnym i ani słowem, ani uśmiéchem nie wspomniał naszéj ówczesnéj przygody. Ten fakt był rzeczą tak osobliwą, że zrodziły mi się w głowie jakieś podejrzenia, z których samemu sobie sprawy zdać