Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— On może wart sto razy więcéj odemnie, odparła po chwili; ale pomiędzy nami niéma jedności pojęć, zasad, myśli i uczuć.
— Ależ on panią kocha przecie.
Wstrząsnęła głową.
— Trzebaby się najprzód porozumiéć co do znaczenia wyrazów. Gdyby on mnie kochał, lub ja jego, listy nasze byłyby inne zupełnie. On daje mi to, czego świat zwykł wymagać w podobnych razach od uczciwego człowieka, a wzamian nie żąda téż niczego więcéj. Miałabym resztę jego czasu zbywającego od wyścigów, polowań i baólw, byłabym jedną więcéj zabawką w jego życiu, piękném cackiem, osobą umiejącą dom jego uczynić modnym i zajmującym, jemu samemu dać chwilę rozkoszy, oto wszystko. A czy on domyśla się nawet, czém w myśli mojéj jest miłość, czém małżeństwo?
Umilkła na chwilę, spuszczając na ogniste oczy ciemnych rzęs zasłonę, jakby zatopiona w marzeniach swoich.
— Małżeństwo bez miłości, mówiła daléj poważnie, to społeczna zbrodnia, najdoskonalsza szkoła zepsucia, to ostatni krąg dantejskiego piekła.
— A małżeństwo z miłości? pochwyciłem, nienasycony jéj słowami.
Podniosła na mnie smutne, dojmujące wejrzenie.
— Nie zaznałam go, odparła zwolna, ale sądzę