Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nów, i nie zawiodłam się w wyborze. Mam ufność do ludzi którzy tak skrzętnie pracują dla chleba.
— Więc powinnaś ją pani miéć i do mnie, zawołałem z pewną dumą; on i ja należymy do jednego bractwa: jesteśmy niewolnikami codziennego chleba.
— Alboż ja panu nie ufam? wyrzekła; wszak postanowiłam nie przyjmować nikogo, a dla pana uczyniłam wyjątek.
Chciałem zapytać czy uczyniła go tylko dla mnie jednego, alem tego nie śmiał wymówić; była zanadto przenikliwą, by nie odgadnąć myśli która mi te słowa przyniosła na usta. Więc znowu zwróciłem rozmowę na Gustawa, bo jego blada twarz smutne spojrzenie uparcie tkwiły w pamięci mojéj.
— A ten młody człowiek, spytałem, czyż jedyném utrzymaniem jego i matki są lekcye dawane u pani?
— Nie śmiałam go o to pytać, odrzekła, bo widzę że jest równie dumnym jak biédnym. Wiem że rano chodzi do uniwersytetu; może téż spędza noce na przepisywaniu aktów, albo nad równie mało płatném a mozolném zajęciem. Sam oznaczył zapłatę za lekcye swoje; ale to jest tak mało! Próbowałam zwiększyć ją daremnie.
— Czy masz pani jego adres? spytałem, może