Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mrzéć, drzémało długo, może dlatego tylko, że nic godnego siebie wokoło nie znalazło.
Bo czyż ja rozkochałem się w piękności téj kobiéty? czyż miłość ta była prostą żądzą, jakich tyle, ochrzczonych nazwą miłości, widziałem w około siebie, jaką ja sam kiedyś pałałem dla żony mojéj?
Nie, jam kochał ją z zaparciem, wiarą i czcią, jako to co najwyższego spotkałem w życiu. Gdym patrzył na nią i słuchał jéj, rozpraszały się wszystkie cienie i wątpliwości ducha; myśli moje były jasne, a pragnienia szlachetne.
Więc dlaczegóż to, co być powinno błogosławieństwem życia, dla mnie miało być źródłem rozpaczy? Nie znajdowałem na to pytanie odpowiedzi, bo nie doszedłem jeszcze do téj chwili, w któréj cierpienie staje się światłością; nie umiałem uznać win własnych i jak skrępowany niewidzialnemi więzami, szarpałem się w nich napróżno. Widziałem tylko przed sobą w mglistych przeczuciach jakieś potworne widma, szaleństwa, samobójstwa. Daremnie odwracałem od nich oczy z przerażeniem; one uparcie snuły się i stawały na końcu drogi którą szedłem.
Słońce wzbijało się coraz wyżéj, jasny dzień rozpraszał mgły poranne i wlewał w myśli otuchę i rzeźwość. Podniosłem głowę, próbując rozpatrzyć się w uczuciach swoich i powziąć postanowienie ja-