Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pani, mówiłem daléj zmieszany, człowiek potrzebuje punktu oparcia.
— Punkt oparcia, odrzekła, jest w nas samych tylko. Biada tym, co rachują na cudzą pomoc, na cudze poparcie, chociażby na cudzą radę nawet.
Mówiła to z siłą przekonania, ale bez goryczy żadnéj, jako rzeczy znane, będące w prawach natury, przeciw którym daremnieby się było buntować.
Podziwiałem ją i mimowolnie budziło się we mnie pytanie: cobym ja począł sam jeden, opuszczony lub potępiony przez świat? Czybym znalazł sam w sobie tę odśrodkową siłę, jaką miała ta kobiéta? czybym sobie wystarczył?
Ona jednak nie zdawała się zwracać na mnie uwagi. W téj chwili widać rozdarła się w jéj wspomnieniu zasłona przeszłości, pamiątki cisnęły się do jéj myśli, spoglądała im oko w oko i dlatego mówiła raczéj sama do siebie, niż do mnie.
Miała słuszność, że lodowém obejściem odgraniczała się od ludzi; przymus wstrętnym był jéj naturze, a jakiebądź były jéj wrażenia, utaić ich w sobie nie mogła, czy nie chciała.
Przypadek naprowadził rozmowę na ten ton poufny, a ona nie starała się go zmienić; czułem jednak, że ten wieczór nie nadał mi żadnego prawa do jéj szczególnego zaufania, żem nie był wybranym powiernikiem, ale że tak samo jak do mnie,