Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiony, chociaż w téj szczególnéj istocie nic mnie już dziwić nie było powinno.
Ona uśmiéchnęła się smutnie, jakimś pobłażliwym i głębokim uśmiéchem, jak gdyby przebaczała mi to pytanie.
— Ja lubię prawdę i piękno, odparła zwięźle ale stanowczo.
Nie zadawała sobie pracy objaśnienia tych słów, które streszczały myśl jéj całą.
Zrozumiałem to i zamiast odpowiedzi, patrzyłem tylko na nią.
— Wierz mi pan, dodała po chwili, podnosząc na mnie oczy; gdy trafem doleci aż do mnie daleki oddźwięk tego świata uciech i gwaru, który znam aż nadto, czuję to, co czuć musi rozbitek słuchający szumu burzy w spokojnéj przystani: spoglądam w ciszę mego ducha, w ciszę tego co mnie otacza i czuję się szczęśliwą.
— Alboż cisza jest szczęściem? spytałem z rodzajem wybuchu, bo teraz mówiła rzeczy dla mnie nieprzystępne, dotykała palących kwestyj życia, których sam sobie rozwikłać nie umiałem.
— Cisza właściwie szczęściem nie jest, ale bez ciszy szczęścia być nie może, wyrzekła bez namysłu, jak to czynić lubiła, ilekroć stawiano jéj pytania, których rozwiązanie znalazła doświadczeniem, lub pracą myśli.