Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

którą śledziłem uważnie; ale odrzekła, więcéj sama do siebie, niż do dziecka:
— Potrafię uczyć inne dzieci różnych rzeczy, których was uczę. Dawać będę lekcye i zapracuję może przecież dla was na chléb i naukę.
Te słowa potwierdziły tylko to, co ona sama mówiła mi przed kilku tygodniami, a jednak wydały mi się nowością; bo patrząc na tę kobiétę, zapomniałem o wszystkiém, com o niéj kiedykolwiek słyszał.
Pomiędzy matką a dziećmi trwała chwila milczenia.
— Ale ty, mamo, wyrzekł starszy powoli, jak gdyby starał się zrozumiéć położenie obecne, — ty nigdy nie pracowałaś dotąd dla chleba.
Ona stała w miejscu, obrócona do mnie swą sfinksową twarzą, a jéj głębokie, nieujęte oczy patrzyły w ziemię wpół przysłonione długą rzęsą i ciemną powieką. I zdawało mi się że przez jéj spuszczone źrenice przeleciała ognista błyskawica, że myśl jakaś bolesna mignęła się na jéj marmurowém czole, a namiętna bladość jéj lica powiększyła się jeszcze. Ale czy obudziło ją proste pytanie syna, czy był to odblask dalekiego wspomnienia, czy w téj istocie wrzał wulkan przygaszony silą woli i wybuchający chwilami, czy wreszcie było to wszystko przywidzeniem tylko,.. nie wiem i nie śmiałbym