Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z wyrachowaniem efektu jaki strój sprawić może, a znalazłem kobiétę w skromnéj wełnianéj żałobnéj sukni, kobiétę, któréj każdy ruch tchnął prostotą.
Siedziała przy fortepianie, widocznie zajęta lekcyą muzyki dawaną ośmioletniemu synowi, podczas gdy drugi, dużo młodszy, przysłuchiwał się uważnie. Na mój widok powstała i podając mi rękę, rzekła:
— Przyjaciel pana Stanisława zawsze będzie miłym dla mnie gościem.
Byłto frazes grzeczny, ale zdawkowy. Wyraźnie moja osobistość nie zrobiła na niéj żadnego wrażenia, nie rachowała na mnie, nie oczekiwała, nie miała za złe żem przybywał tak późno. Przyjęła mnie jedynie przez wzgląd na Stanisława, z żalem może iż przerwałem jéj przedchwilne zajęcie. Czytałem to wszystko w jéj obojętnéj twarzy i zrazu nie wiedziałem co mam odpowiedziéć.
Oczy jéj spoczywały na mnie, czarne, wielkie, tak wielkie, że zdawały się nieproporcyonalne do reszty twarzy, która z tego powodu rozszérzała się u góry, tworząc przepyszne czoło; chociaż i tak oczy te, jakby nie mogąc się pod niém pomieścić, nachylały się ku sobie zaledwie dostrzegalnym kątem. Białka były nadzwyczaj czyste, niebieskawe, nie miały na sobie różowych żyłek, świadczą-