dmuchów wiatru, odsłaniały drzwi otwarte na ogród. Słowem była to świéża oaza nieporównanego wdzięku, pośród duszącéj atmosfery miasta, pośród tych klatek ludzkich, mających wszędzie prawie jednakie sprzęty i ozdoby.
Z tego wszystkiego zdałem sobie sprawę późniéj daleko, gdym stał się częstym gościem w tém rozkoszném schronieniu; teraz czułem to tylko, że tu jest miło i swobodnie i spojrzałem niecierpliwém okiem na kobiétę, która umiała je sobie stworzyć.
Ale przeznaczoném mi było wpadać ze zdziwienia w zdziwienie. Sądząc z tego com słyszał, wyobrażałem sobie panią Nasielską piękną bardzo; tymczasem twarz jéj miała tak dziwny charakter, że zrazu téj piękności dopatrzyć nie mogłem. Świat, kapryśny w tym względzie, mógł się nią zachwycać; ale nie miała ona wcale tych uświęconych klasycznych kształtów, które, jako rzeźbiarz, łączyłem koniecznie z wyobrażeniem piękna.
Kobiéta czarno ubrana, stojąca przedemną, niepodobną była wcale do greckich posągów, a jednak gdy wzrok raz padł na nią, odwrócić się nie mógł od tych bladych rysów, od téj postaci wysmukłéj i niedbałéj, a mimo to posiadającéj jakiś wdzięk tajemniczy.
Sądziłem że znajdę wytworną kokietkę, władającą umiejętnie spojrzeniem, ruchem, głosem, ubra-
Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 033.jpeg
Ta strona została skorygowana.