Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ah! pani Irena, mówił, to czarodziéjka. Widocznie zadała sobie pracę zawrócić głowę temu staremu pedantowi, który nigdy nie będąc na podobnych godach, uwierzył w nią jak w świętą. To nieoszacowane, to godne jéj, doprawdy! Stanisław oddaje pod twoje skrzydła tę biédną, nieśmiałą gołąbkę, bo ty jeden nie wzbudzasz jego zazdrości. Powinieneś strzedz jéj jak własnéj źrenicy.
I daléj na ten temat puścił wodze swojéj ironicznéj werwie.
Słuchałem go w milczeniu. Wszystko to co mówił, było dla mnie nowém zupełnie. Znałem świat i życie salonów, znałem ich boginie i królowe; ale sama myśl że ja mogłem być rzucony jednéj z nich na igraszkę, przejęła mnie zgrozą. Wiedziałem że te piękne istoty mają zazwyczaj niewinne okrucieństwa. Dzieci, starość, brzydota lub wprost brak znajomości pewnych form przyjętych, są to rzeczy które w ich oczach niepowrotnie gubią człowieka, jakakolwiek byłaby jego moralna wartość. Zwykle więc starannie unikałem każdego z niemi zetknięcia. Widać że Stanisław nie miał téj ostrożności; wyzyskano jego dobre chęci i zapewne jego poważna, szlachetna postać, służyła za cel igraszki pani Nasielskiéj i świetnéj gawiedzi, która ją otaczała. Musiał on być dla niéj bardzo zabawnym, skoro, jak powiadał pan Narcyz, zadała sobie pracę za-