Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jąc, wziąłem kapelusz i rękawiczki i wyszedłem na miasto, kierując się do Europejskiego hotelu. Na Krakowskiém przedmieściu spotkałem Olesia, młodego malarza znanego całéj Warszawie, który niedawno wrócił z zagranicy. Był to bardzo ładny chłopiec, daleko więcéj ładny, niż zdolny artysta. Pomimo to, albo téż właśnie dlatego, wzięcie miał ogromne. Wprawdzie zarzucano jego obrazom brak rysunku i modelacyi, ale były to zapewne złośliwe krytyki współartystów, na które ogół najmniejszéj nie zwracał uwagi, cisnąc się do pracowni młodego malarza i zamawiając portrety.
W portretach téż, mianowicie kobiecych, celował Oleś. Wprawdzie wszystkie te portrety miały pomiędzy sobą nieokreślone podobieństwo, niby to co Francuzi nazywają air de familie; wszystkie miały mniéj więcéj jednaką cerę, bez względu na właściwą karnacyą modelu, jednaki bezmyślny wyraz, jednaki zdawkowy uśmiech, wymuszony, bez wdzięku i jednakie białe, pulchne rączki, podobniejsze może do zgrabnie utoczonych wałeczków, niż do tego wyrazistego narzędzia myśli i woli ludzkiéj; ale były to wszystko drobnostki, na które mało kto zwracał uwagę, tém bardziéj że koronki, klejnoty i drogie materye oddawane bywały w całéj świetności. Piękne i brzydkie kobiéty były więc zadowolone: piękne, bo na portretach były także pię-