Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 452.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale komuż go zostawię — wyrzekła jakby sama do siebie.
— Ja tutaj nie ruszę się z miejsca do przybycia ojca, napiszę do niego natychmiast — mówił Horyłło chcąc usunąć wszelkie trudności.
Teodora pomyślała może iż wołałaby się spuścić na opiekę Konrada, ale nie wyrzekła tego. Zadzwoniła na służącą i kazała niezwłocznie pakować swoje rzeczy. Tym czasem nadszedł wezwany felczer, i według przepisu doktora, puścił krew Józefowi i robił mu lodowe okłady. Pokój cały niebawem przybrał ten pozór nieładu sprawionego chorobą; a Teodora w świeżym spacerowym stroju którego zdjąć zapomniała, w eleganckim kapelusiku na głowie ubranej w spadające loki i warkocze, tworzyła z nim szczególny kontrast.
Wychodziła do dalszych pokoi, dawała rozkazy służbie, czującej w powietrzu jakąś katastrofę i powracała tu nieustannie. Snuła się około łóżka chorego, nie umiejąc nieść mu pomocy, nie przerywając żadnem słowem panującego milczenia.
— Gdzież pani pojedziesz? — pytał Horyłło, nie rozumiejąc zupełnie co się działo w jej duszy,